Dzieci w Szkocji chowane są na bardzo długiej smyczy. Chwilami tak długiej, że aż dla nas niewyobrażalnej.
Moje pierwsze doświadczenie ze szkockim podejściem do milusińskich było następujace: idziemy sobie po zakupy do Morrissona i po drodze mijamy tatusia,który myje samochód, towarzyszą mu dzieci- synek i córeczka. Synek zanurza co i rusz gąbkę w wiadrze z płynem do mycia samochodu i szoruje nią siostrzyczkę gdzie się da- po buzi, po ubraniu, po włosach, a piana spływa po niej jak po stojącym obok vauxhallu.
I co? I nic. Nie ma: “co ty wyprawiasz??!!”, ani “przecież ona może się otruć!!” albo “przcież będzie cała mokra i się przeziębi!!!”(dzień był jesienny). Tatuś dalej spokojnie pucuje brykę, a dzieci mają niczym nie zmącony fun.
Zresztą co do używania do dzieci płynów o innym przeznaczeniu - Szkocja ma chyba w tym jakąs swoistą tradycję, bo inspektor Rebus- bohater serii kryminałów najpopularniejszego szkockiego autora Iana Rankina- wspomina, jak matka szorowała go co sobotę w wodzie z dodatkiem płynu do zmywania, a chodziło o to, żeby było jak najwięcej piany.
Zresztą to- jak na nasze wychowawcze standardy- niefrasobliwe podejście do dzieci, na które oprócz trującej piany czyha na świecie tyle innych niebezpieczeństw, daje się najlepiej zaobserwować w miejskich autobusach.
Dzieci- w wieku od 2 do 10- mogą się w sposób nieskrępowany wieszać i bujać na uchwytach pod sufitem, stawać na siedzeniach bez trzymanki i wchodzić samodzielnie po schodach na piętro w chwili,kiedy autobus akurat rusza albo bierze zakręt. I nikt nie krzyczy: “bo się przewrócisz!”, “bo sobie głowę rozbijesz!” albo “bo się zabijesz!”;).
Inna kwestia- także odmienna niż to,co można zaobserwować u nas- to tzw. zimny chów. Dzieci szkockie są generalnie- bez względu na porę roku- rozhełstane i jakby “niedoubrane” .Nie ma tak, żeby być zapiętym pod szyję, a do tego mieć jeszcze szalik, czapkę i rękawiczki. Normą jest rozpięta kurtka, rozwiane włosy, gołe nogi i zaczerwienione policzki. Wchodzenie do morskiej wody i taplanie się w niej np. w lutym bez wizji zapalenia płuc - to norma.Czyli- chyba samo zdrowie?
Kolejne obserwacje poczyniłam, czekając nie raz pod jedną z edynburskich szkół na synka naszych sąsiadów. Jakoś tak zawsze było, że byłam w stanie rozróżnić, które dzieci “nasze”, a które “nie nasze” - podobnie z rodzicami. Szkockie dzieci często wyglądają- według naszych kryteriów- na trochę zaniedbane. Niedoczesane, niedoubrane, niedomyte i ogólnie trochę jakby “ z biedy”. Ale to pozory. Dzieci szkockie- podobnie jak i nasze- są przytulane, całowane i otaczane czułą opieką, ale taką zdecydowanie mniej inwazyjną.
Moja sąsiadka Elke, która pracuje w przedszkolu twierdzi, że polskie dzieci są statystycznie lepiej wychowane niż szkockie, bo zdejmują buty zanim wejdą do sali. Szkockie niekoniecznie...No cóż- długa smycz....
Jacy ludzie są produktem końcowym takiego wychowania , które -jak widać - niewiele ma wspólnego z koszmarem z powieści Dickensa? Co do zdrowego i zimnego chowu-chyba w dorosłym życiu niewiele wynika z niego korzyści- może poza ogólną ,większą niż nasza odpornością na zimno i wszelką niepogodę. Poza tym Szkoci niestety plasują się na pierwszych miejscach w Europie pod względem otyłości, zachorowań na cukrzycę czy choroby układu krążenia. Zbawienny wpływ atlantyckiego powietrza jest skutecznie niwelowany przez koszmarną tubylczą dietę, a raczej jej brak. Dzieci od maleńkości opychają się czipsami, żelkami i popijają tutejszym wynalazkiem “Irn-Bru”, bazującym na aspartamie i tak już do końca życia...
Natomiast, jeśli chodzi o zachowanie w tzw. sytuacjach społecznych, to nie raz sama doświadczyłam jak owe
gorzej niż nasze wychowane dzieci przepuszczają na wąskiej ulicy, przepraszają (oczywiście “sorry”),kiedy zatrzymają się bliżej niż na 3m na rowerku przed nami i dziękują ,kiedy ja je przepuszczę.
Z trzeciej zaś strony to Wielka Brytania właśnie ma wyższy od średniej europejskiej odsetek wszelkich problemów z nastolatkami,takich jak narkotyki, alkoholizm, wandalizm czy ciąża przed osiągnięciem pełnoletności
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz