sobota, 7 listopada 2015

Mariannie, Antoniemu i Wojtkowi




Jakoś tak ze mną jest, że z pamiętaniem, przeszłością i wspominaniem mam pewien kłopot.Mniej więcej od początku lat 90tych zeszłego wieku upajam się teraźniejszością i trzymam się jej jak pijany płotu praktykując na codzień akceptację dla "tu i teraz" i niechętnie uczestnicząc w celebrowaniu tego, co było.
Uznaję to za zdrowy objaw zgody na rzeczywistość taką, jaka jest w przeciwieństwie do czasu dzieciństwa i młodości,kiedy godzić się na to,co mnie otaczało,było nie honor. Mniej więcej między 10 a 30 rokiem życia żyłam w przedwojennych kabaretach, w powstańczych kanałach, kochałam chłopców z AK , cierpiałam razem z bohaterami opowiadań Borowskiego i Nałkowskiej i generalnie żałowałam, że nie urodziłam się wtedy,co Hanka Ordonówna.
Obecny pęd do dotrzymania kroku teraźniejszości- a szczególnie nadążanie za cyfrową technologią i za zmianami w języku powszednim- to taki mój pokojowy bunt i rekompensata wobec życia w przeszłości w młodym wieku.
Do historii wracam niechętnie,bo gdzieś w środku jest we mnie głęboka niezgoda na zachwianie proporcji między niedostateczną dumą z tego co jest a nadmierną dumą z tego co było.
Ale tym razem historia zatoczyła niezwykłe koło i znalazła swoje zwieńczenie w naszym codziennym życiu tu w Szkocji.                     Ta historia -to losy żołnierzy Andersa i ich przyjaciela-  Wojtka- niedźwiedzia, którego pomnik odsłonięto dziś w Edynburgu. Ta historia w pewien sposób łączy się z nami i z Babcią Marianną- wspaniałą Mamą Wiesia, która odeszła od nas dwa dni temu i najbardziej Jej poświęcam te słowa.
To Jej Ojciec, a Dziadek Wiesia przebył jako kanonier szlak bojowy wraz z armią gen. Andersa i to on opowiadał wnukowi o wyczynach Niedźwiedzia Wojtka- od ściągania damskiej bielizny ze sznura po noszenie pocisków artyleryjskich.  


Dziadek Antoni Dźbik, Iran 1943

                                                  Wojtek był w świadomości Wiesia i mojej obecny jeszcze zanim przyjechaliśmy dwa lata temu do Edynburga i zanim w autobusach zobaczyłam plakaty, "Wojtek Memorial Trust" organizującego kwestę na budowę pomnika.
Dziadek Antoni spędził pierwsze powojenne lata  w Edynburgu, a jego śladem ponad 70 lat później trafił tu jego wnuk między innymi po to- żeby- i tu historia zatacza koło- na specjalne zamówienie Wojtek Memorial Trust uszyć polską flagę, którą przed odsłonięciem miał być przykryty monument Niedźwiedzia- Bohatera.

Kiedy dziś Wiesio poszedł  na uroczystość odsłonięcia pomnika z bardzo międzynarodową, a jednocześnie odbijającą jak w zwierciadle losy Wojtka ekipą z pracy- z irańską szefową,szkockimi i polskimi współpracownikami- to zobaczył tylko morze parasoli i głów i tłum przysłaniający Wojtkową podobiznę. Dziś Princess Gardens należały do andersowskich żołnierzy i ich pupila.

Kiedy dwie godziny później przyjechałyśmy tam z Agatą- przestało padać, Wojtkowi zaświeciło edynburskie, jesienne słońce, a ja opowiedziałam przemiłym,starszym paniom z Wojtek Memorial Trust historię Dziadka Antoniego i jego wnuka. Wzruszyłyśmy się wszystkie, zrobiłyśmy obowiązkowe fotki i zadumałyśmy się nad meandrami ludzkich (i niedźwiedzich) losów.



A potem wróciłam z tej podróży do przeszłości do dzisiejszego Edynburga-  niezmiennie gościnnego i otwartego dla kolejnego pokolenia Polaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz