czwartek, 24 marca 2016

From Monika with love....

Aż mi się wierzyć nie chce, że ostatni wpis w moim szkockim blogu zamieściłam aż trzy miesiące temu.
Czyżby Szkocja mi już spowszedniała? Nic z tych rzeczy. Z pewnością Edynburg jest już przeze mnie w dużej mierze oswojony, by nie rzec czasami wręcz swojski, cały czas jednak zaskakuje i zdumiewa mnie swoim duchem- miasta swobodnego, otwartego, młodego - choć starego zabudową i tradycją.
Niestety nie mam na tyle odwagi, ani refleksu, żeby uwieczniać typy ludzkie i sytuacje na ulicy czy w autobusie, ale codziennie zdarza się coś,co jest warte uwiecznienia- choćby opisem.
Mam już w Edynburgu swoje miejsca, do których chętnie wracam, mam ludzi, których życzliwość ogrzewa mnie w deszczową i wietrzną szkocką aurę, doświadczam na codzień fenomenu,któremu na imię "wielokulturowość" i który uważam za naturalny,niezwykle wartościowy etap w moim rozwoju jako człowieka.
Przeżywam też coś,co pozornie znajduje się na przeciwległym biegunie wobec wielokulturowości- a mianowicie szkockość- prawdopodobnie w najlepszym wydaniu. Manifestuje się ona
pogodą ducha, życzliwością, uśmiechem, bezinteresownym działaniem na rzecz innych, nie oburzaniem się, nie dziwieniem się niczemu, naturalnością, a przede wszystkim nie ocenianiem i nie narzekaniem.
Taki sposób budowania relacji międzyludzkich zmusił mnie do refleksji nad "słynną polską gościnnością", "przysłowiową, słowiańską serdecznością" i nad "naszym jedynym w swoim rodzaju poczuciem humoru"....
Kluczem do życia w społeczeństwie wielokulturowym jest Community i Equality. W community właściwie nic, co przypisane człowiekowi przez pochodzenie,wychowanie,wykształcenie, biologię, religię, wiek, majątek, narodowość czy cokolwiek innego nie ma znaczenia.Znaczenie ma to, żeby się razem dobrze czuć. A jak się okazuje- ludzie różniący się między sobą praktycznie wszystkim- mogą się ze sobą czuć świetnie. Doświadczamy tego z Agatą  co czwartek, spotykając się w naszej Community, które to spotkania mają  bardzo nieformalny charakter- co zresztą jest bardzo podkreślane przez prowadzące je dziewczyny- Polkę i Szkotkę. A mimo to z tych spotkań wynika bardzo wiele- późniejsze przyjaźnie, wspólne wycieczki, świętowanie urodzin i narodzin- sprawy zwykłe i najważniejsze jednocześnie.
Ani razu- odkąd tu jestem-nie poczułam, że coś w relacjach z innymi ludźmi dzieje się z racji mojego wieku,wykształcenia czy pochodzenia.Tu nie jestem ani emerytką, ani germanistką czy warszawianką- jestem Moniką. 

To bardzo ożywcze-móc oderwać się od tego wszystkiego, co niosło się ze sobą dziesiątki lat.
Codziennie myślę z wdzięcznością o tych wszystkich ludziach tutaj, których zadaniem jest wyciągnięcie ręki do każdego, kto z jakichkolwiek powodów poczuł się źle. Powód i pochodzenie są nieważne: czy to jest Filipinka, którą zdradza szkocki mąż, czy Polka mająca kłopoty z angielskim czy Algierczyk szukający mieszkania i pracy- "we all need help", jak mówi Julie, jedna z prowadzących nasze czwartkowe spotkania. I właśnie na tym przekonaniu opiera się Equality- wszyscy jesteśmy równi, bo wszyscy w jakimś kawałku naszego życia potrzebujemy pomocy- jak też każdy każdemu może pomóc. I nie ma miejsca na "nie wypada" i "co ludzie na topowiedzą".

Nie znam realiów w innych krajach na tyle, żeby porównywać poziom uspołecznienia.  Moje szkockie doświadczenia odbieram jako naukę i szansę na pozbycie sie tego, co oczywiście też i we mnie jest obecne- nietolerancji, szufladkowania, mini- i maksi- szowinizmów i nie dawania żyć sobie ani innym.


Thanks,Scotland:))).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz