Nie będzie mnie w tym roku na Powązkach, ale sercem, duszą i
myślami jestem blisko tych, którzy będą tam obecni jak i tych, którzy są już nieobecni.
Myślę w tych dniach szczególnie często o dwóch bardzo bliskich mi osobach- o
mojej Mamie i o Dziadku Agaty. Miałam to szczęście w życiu, że dane mi było
uczestniczyć w losie osób szlachetnych. To właśnie Ci, których wspominam. Mówi
się o takich osobach, że „takich ludzi dziś już nie ma”.
Moja Mama była człowiekiem niezwykle skromnym, pozbawionym
agresji, o niezwykłej kulturze osobistej, która nie pozwalała jej zranić nikogo
, jak również niestety bronić się przed innymi. Była w sposób prosty i
oczywisty uczciwa i pozbawiona wszelkiego materializmu. Kiedy dziś patrzę na
Agatę, to wydaje mi się, że wiele z tych cech odziedziczyła po swojej Babci-
czyli jak ją nazywały wnuki- Babie. Nie wiem, czy to dobrze, czy nie- bo
szlachetność chwilami bardzo utrudnia życie, choć z drugiej strony przysparza
autentycznych przyjaciół i bezwarunkowej sympatii.
Mama miała bardzo trudne życie, czego przyczyną byłam w
dużym stopniu też i ja. Jeśli czegokolwiek w życiu żałuję, to właśnie tego- że
przysporzyłam temu najbliższemu mi człowiekowi tylu trosk. Kiedyś, po latach
moich wzlotów i upadków siedziałam razem z Mamą przy stole u mnie w domu i
chciałam ją przeprosić za to wszystko, czego tak bardzo się wstydziłam i co tak
ciążyło mi na sumieniu. Mama wzięła mnie za rękę i powiedziała: „Dużo razem
przeszłyśmy. Posiedźmy i pomilczmy”.
Codziennie myślę o Niej i o tym, jak bardzo Jej życie
różniło się od mojego. Było niewyobrażalnie ciężkie, a Mama była tak naprawdę
osobą bardzo kruchą. Najpierw tułaczka po powstaniu, potem powojenne trudy,
wreszcie choroba Taty, kłopoty ze mną, trudna do zniesienia sytuacja domowa,
wreszcie Jej własna choroba- właściwie nie miała chwili wytchnienia od losu.
Ja- mimo choroby Agaty, rozwodu, demonów, z którymi cały czas walczę- żyję w świecie pełnym
ułatwień i korzystam z tego pełnymi garściami.
Czy coś od Niej wzięłam? Największą lekcją dla mnie było
przyglądanie się bezbronności mojej Mamy wobec rodziny, wobec przełożonych w
pracy, wobec sprzedawczyni w sklepie mięsnym , wobec moich nauczycielek. Jedyna
pociecha dla mojego nieczystego sumienia to fakt, że nieraz stawałam w obronie
mojej Mamy- tak, jak to robią młodzi ludzie- bez zahamowań i dosadnie i że
gdzieś, kiedyś powzięłam głęboko w duszy postanowienie- że ja bezbronna nie
będę.
O wiele ważniejsze jednak okazało się, że dzięki temu- jak
się dziś mówi- „systemowi wartości” mojej Mamy- ja, po latach zagubienia i
wyobcowania miałam do czego wrócić. Że wszystko to, do czego inni ludzie o
takich samych problemach jak moje muszą dochodzić sami i tworzyć własne wzorce-
ja miałam gotowe i pod ręką. Za to jestem moim Rodzicom najbardziej wdzięczna-
za ten fundament, którego bardzo długo nie doceniałam, a który na szczęście
okazał się silniejszy niż moje autodestrukcyjne działania.
Wspominam też Dziadka Agaty, z którym moja Mama bardzo si ę
lubiła. Mimo tak odmiennych losów, mieli oboje wiele wspólnego.
Kiedyś powiedziałem do kuzynki Dziadka, że mogłam przyjść do
niego z każdą sprawą, a ona pokiwała głową: „Tak, on się niczemu nie dziwił”.
To wielka sztuka- nie dziwić się niczemu, nie oceniać, nie oburzać. Dziadek miał
dwa powiedzenia: „Jak mi powiesz prawdę, to będę ci mógł pomóc” i drugie : „Jasne
sytuacje tworzą przyjaciół”. Staram się o
nich pamiętać w relacjach z ludźmi.
Bardzo wiele od Dziadka wzięłam- przekonanie, że w każdych czasach,
w każdym wieku i w każdym miejscu można się odnaleźć, że nie należy chować
urazy i że z każdym trzeba rozmawiać-
bez względu na poglądy i orientacje.
Na szczęście dane mi było – jeszcze przed chorobą Dziadka-
napisać do niego list. Z prośbą o wybaczenie i z podziękowaniem za jego
przyjaźń. Bardzo się wzruszył.
Był człowiekiem pełnym sprzeczności- ale przez to właśnie
bardzo ludzkim, takim, którego kochano i któremu wybaczano.
W najbliższe dni – tutaj w Edynburgu- zapalę dwie świeczki i
będę pamiętać i wspominać.