wtorek, 28 kwietnia 2015

O Kotach-Szkotach



Obok psiego świata istnieje w Szkocji niezwykle urozmaicony i wdzięczny koci                                    świat.  Kociemu życiu przyświeca tu odmienna zasada niż u nas- kotom wolno chodzić                      luzem i  się rozmnażać, przy czym należy zaznaczyć, że bezdomne koty tu nie istnieją.              Wszystkie  szwendające się w naszym “community garden” egzemplarze należą do kogoś,  podobnie jest z  Mruczkami łażącymi po ulicy i wysiadującymi na cudzych klatkach.
Mamy oczywiście w okolicy bardzo zaprzyjaźnione kocurki, którym nadaliśmy           nasze, swojskie  imiona.

Na czele naszych ulubieńców stoi Czikuś (od ang. Cheeky- bezczelny, sprytny),                     kot naszej sąsiadki  Elke,mieszkającej piętro niżej. Czikuś to tzw.kot nad koty albo    koci samiec alfa.                                                                                                                                    Pokaźnych  rozmiarów, nie chodzi tylko kroczy, ogon ma zawsze w pionie, a wąsy sterczą              mu  zawadiacko.  Jest niezwykle rozmowny, choć może nie przytulaśny i nie przymilny. Kiedy biorę go na ręce,  w jego  ślipiach widzę panikę, a w przeraźliwym “miauuuuuuuuuuu” słyszę dezaprobatę-  no cóż, typowy  macho- nie będzie się czulić. Zagląda do nas od czasu do czasu-   szczególnie wtedy,  kiedy jego pani wyjeżdża na dłużej i chce sprawdzić, czy przypadkiem  gdzieś się u nas nie schowała. Miauczy wtedy pod naszymi drzwiami, żeby go                                     wpuścić,  a kiedy już wejdzie -  z podniesionym ogonem obchodzi statecznie                           wszystkie pokoje,  zaglądając, czy  nie ma tam Elke, a kiedy poszukiwania               nie przynoszą rezultatu-ucina sobie drzemkę na Agacinym łóżku                albo miauczy żeby go wypuścić.          Czikuś to kot honorowy i  nie da rady go przekupić Whiskasem czy  innym kocim przysmakiem- wie gdzie ma michę i nie dojada u sąsiadów.
Czikuś-kot nad koty

Kocim fenomenem jest dla mnie mieszkająca w jednym z pobliskich domków                        Panna Puchatka.  Nazwaliśmy ją tak ze względu na długie i bardzo puchate futerko.                              Kiedy idziemy w stronę przystanku, wypatrujemy, czy gdzieś na słoneczku nie wygrzewa się     nasza  pupilka.               Jeśli jest- to mówimy do niej “Dzień dobry pani sąsiadko”, a ona niezmiennie, słysząc                         te słowa wstaje,  wychodzi na ulicę, zaczyna się łasić czyli po prostu serdecznie                                 wita się z sąsiadami. Mieliśmy obawy, czy nie zapędzi się zbyt daleko,  idąc za nami,  ale nie - odprowadza nas kawałek i wraca - zna granice swojego kociego świata.

Puchatka- sąsiadka


Parę domów dalej od Puchatki mieszka Kocio Dymcio, który nazwę zawdzięcza                                   swojemu
niezwykłemu futerku w tonacji “siwy dym”. W przypadku Dymcia mam czasem  rozdwojenie jaźni- wydaje mi się, że widzę go jednocześnie                                   w trzech różnych miejscach.  W każdym razie Dymcio jest  na pewno                        kotem włóczykijem,  może          w trakcie  wędrówek zostawia gdzieś po drodze                                     swoje  geny, z których potem wyrastają dymciowe klony. Dymcio, jak ma humor,  zadaje się z nami i ociera o nasze nogi, a jak nie, to ze stoickim spokojem gapi się na nas, jakby chciał powiedzieć :”Dziś możecie sobie tylko  popatrzeć”.     

Dymcio do patrzenia

                          





....i do głaskania

Bardzo dekoracyjnym egzemplarzem i też sąsiadem Puchatki jest Rudek, który w  konkursie na oryginalność umaszczenia mógłby wygrać z niejednym tygrysem.                     Rudek ma jakąś  misję specjalną, bo od pewnego czasu zapędza się do naszego ogrodu i układa  w skrzynce z  sadzonkami truskawek- może ich pilnuje? Ciekawi jesteśmy, co na to Czikuś,  bądź co bądź to  jego teren i nie będzie  mu jakiś rudzielec na truskawkach siedział....
Rudek- wielbiciel truskawek


Nasza lista byłaby niepełna, gdybym nie wspomniała o koteczce- sąsiadeczce z parteru,  która jest dla Agaty substytutem naszej warszawskiej Puszki.                      To Trikolorka- taka jak nasza Kicia, tyle że o wiele  bardziej płochliwa i nieufna. Agata nie ustaje w próbach zaprzyjaźnienia się z nią-               jak na razie bez  powodzenia. Musimy zadowolić się tym, że Trikolorka pozwala                      się portretować-i nic ponadto.
Trikolorka- dama z portretu


Do wymienionych tu egzemplarzy należy oczywiście doliczyć jeszcze                              liczną galerię kotów  prezentujących się w oknach mijanych przez nas domów.                               Staramy się  za każdym razem je  sportretować i dołączyć do naszej prywatnej galerii “Kotów- Szkotów”.



Tak czy inaczej- koty to nieodłączny element edynburskiego krajobrazu,                        dla nas o tyle ważny, że  choć trochę koi tęsknotę za Puszką.
Miau!
Znajdź kota :)


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Szkocja pod psem






Kiedy idziemy wzdłuż Zatoki, to przed nami, za nami i wokół nas biegną, skaczą i bawią się Ciapki, Gapcie i Fafiki, a po ichniemu Millie, Billie albo Bobby. Towarzyszą     spacerowiczom, biegaczom, rowerzystom, wózkom inwalidzkim, dzieciom, staruszkom i innym psom.
     

 Czasami  na jednego pana lub pańcię przypadają dwie albo i trzy  sztuki- różnej maści,płci i rasy, choć przeważają odmiany  miejscowe, takie jak border collie czy corgie .Rekordowa  ilość- to jak do tej pory siedem egzemplarzy na jedną panią  wyprowadzaczkę(bo chyba nie właścicielkę). 





      Rzadko który  psiak jest na smyczy, a kaganiec to już zupełny rarytas.  Wszystkie tutejsze psy są przyjazne wobec ludzi i siebie  nawzajem, a właścicielom obce jest pytanie, skierowane    do  innego właściciela: "To chłopczyk czy dziewczynka?"-  zadane po to, żeby ewentualnie uniknąć konfliktu  "jednopłciowców". 
   Jeśli jakiś piesek zanadto okazuje komuś obcemu  sympatię, to oczywiście usłyszymy zaraz odwieczne  "Sorry" okraszone przyjaznym uśmiechem.  Nie zauważyłam,żeby jakakolwiek  Millie czy Billie próbowała łapać za nogawki rowerzystów,  nie  słyszałam też warczenia w wydaniu  szkockich czworonogów ani też ich właścicieli-      co najwyżej  radosne poszczekiwanie i popiskiwanie  albo dowcipkowanie w wydaniu tych drugich. 

 Standardowym wyposażeniem właściciela jest          specjalny  kijek do rzucania piłki, w najgorszym razie      sama  piłka  tenisowa. 

           Psy biegają luzem po plaży, skaczą do wody,  chodzą po murku i ganiają się z innymi psami.

Kiedy tak idziemy wśród tych rozhasanych zwierzaków- zagadujemy co i rusz zarówno właścicieli jak i             ich pupili - czujemy się bezpiecznie, jest miło i sprawia nam  radość  uczestniczenie w tej ludzko- psiej symbiozie.
Nie wiem  do końca w czym tkwi zagadka takiego,           a nie innego stanu rzeczy- czy psia kondycja jest   odzwierciedleniem kondycji ludzkiej, czy chodzi może            o  zwykłe poczucie odpowiedzialności, a może          poczucie  wspólnoty, że "wszystkie psy nasze są"- tak czy inaczej  jest to jeden z tych uroków Szkocji, który z chęcią  przeszczepiłabym na nasz grunt.



PS.Oczywiście mam  na tym tle kompleksy, bo nasza  warszawska Mimcia ma maniery Burka wioskowego              i      nijak  nie nadawałaby się na gromadne pieskie        życie   tu w Szkocji. ;)

czwartek, 2 kwietnia 2015

Dzisiejsza historia

W naszym edynburskim mieszkaniu wisi portret Dziadka Antoniego-  zdjęcie zrobione w Iranie w 1941, Dziadek jako żołnierz armii Andersa ma        na  sobie battle- dress. Przed powrotem do Polski w 1949 dwa lata spędził w  Edynburgu.

W niektórych edynburskich autobusach można zobaczyć portret    niedźwiedzia Wojtka, o którym swojemu                                                                              wnukowi Wiesiowi Dziadek Antoni często opowiadał, i który ma szansę doczekać się w Edynburgu pomnika.

A piętro niżej, w pokoju Petera, który pochodzi z Mołdawii, choć  nazwisko ma niemieckie, a może żydowskie, jest zdjęcie z warszawskiego getta, które  ja pamiętam ze szkolnych podręczników, i które jest równie złowieszczym  i  wstrząsającym symbolem faszyzmu jak brama w Auschwitz czy ruiny  Warszawy.


Obok portretu Dziadka Antoniego żyjemy w Edynburgu my z Warszawy, a piętro niżej  obok zdjęcia z warszawskiego getta żyje Peter z Mołdawii i Elke       z  Hannoveru.

I choćbyśmy  nie wiem jak chcieli wszystko ująć w ramy -to i tak się nie da. I choćby nie wiem co- najważniejsze jest dzisiaj.