Męska część czyli 1/3 naszej rodziny zażyczyła sobie
kapuśniak. Jak tu- z dala od środkowoeuropejskich budek warzywnych z beką-
wyczarować kiszona kapustę? Jak zwykle niezawodny okazał się Lidl, gdzie za
rozsądną cenę dostałam słój „Sauerkraut” marki Krakus. Uzupełniłam małą torebką
„kwaszonki” z polskiej półki w Morrissonie, i byłam gotowa do kolejnego
kulinarnego eksperymentu. W domu okazało się, że nie mam włoszczyzny i wkładki
mięsnej- oprócz oczywiście standardowego bekonu, no i zamiar musiał ulec
transformacji.
Skończyło się na bigosie w baaaaaaaaaaaaardzo nietradycyjnym
wydaniu, którego bazą była głównie moja fantazja oraz to, co akurat znalazło
się w lodówce. Wyszła pycha.
Ale po kolei: wyjęłam kapustę, bardzo dobrze odcisnęłam z
soku, przelałam kilkakrotnie zimną wodą, znowu odcisnęłam i zaczęłam podsmażać
na patelni z niewielką ilością oleju. Na drugiej patelni podsmażyłam pokrojoną
cebulę i paprykę, wrzuciłam do kapusty i wzięłam się za podsmażanie bekonu,
wymieszałam z kapustą, papryką i cebulą, dodałam trochę bulionu i zaczęłam
podduszać, mieszając mniej więcej co 10 minut. Jak wiadomo, bigos potrzebuje
czasu, tak więc cała operacja trwała ok. 2 godz., a ja w przerwach umilałam ją
sobie lekturą kolejnego kryminału Iana Rankina z Edynburgiem w tle.
Miałam jakiś niedosyt, jeśli chodzi o dodatki- a to za mało
cebuli, a to bez grzybów ,a to bez kminku, a to bez śliwek suszonych….
Natomiast miałam suszone pomidory w oliwie,więc pokroiłam je i dodałam. Okazało się
jednak, że „bigos” jakiś zbyt kwaśny. W lodówce znalazłam słodki sos sojowy,
który okazał się strzałem w dziesiątkę. Całość posypałam jeszcze oregano, wymieszałam
i otrzymałam od rodziny platynową
patelnię- maksimum uznania, demonstrowanego mlaskaniem, oblizywaniem,
dokładaniem, przewracaniem oczami i wyskrobywaniem z patelni.
Po prostu niezły bigos…..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz