Mój pakiet standard, jeśli chodzi o urodę, to: „zrobione”
paznokcie, henna na brwiach i rzęsach, fryz i farba na włosach.
W związku z tym przyszło mi doświadczyć w.w zabiegów w
wydaniu szkockim, a właściwie międzynarodowym- z wyjątkiem paznokci, bo cena
manicure zdecydowanie mnie odstraszyła.No i farby- bo to sobie zawsze robię
sama. Na pierwszy ogień poszły brwi- o
rzęsach potem.
Wypatrzyłam, jadąc autobusem, salon (choć to określenie
bardzo na wyrost) o wdzięcznej nazwie „Afreen”. Z wystawy spoglądało duże oko
ze starannie wymodelowanymi brwiami i niezwykle
długimi rzęsami, a pod spodem było napisane „Only 4 £”
i „Appointment not necessery”.
Wybrałam się tam wczoraj. Okazało się, że ów „salon” to
jedna egzotycznie wyglądająca pani, jeden równie egzotyczny pan za ladą, jedna
leżanka i….nitka. Przede mną na zabieg czekały trzy osoby ( w tym jeden pan),
jedna pani była akurat „nitkowana” na leżance.
Pan za ladą powiedział, żebym usiadła i poczekała „few
minutes”- nie dowierzałam. Okazało się jednak, że na moich
oczach pani kosmetyczka (o ile ją można tak nazwać) w ciągu 20 minut
przy pomocy nitki oskubała z brwi łącznie ze mną i panią po mnie (ja w tym
czasie czekałam i miałam eye brow tinting)5 osób.
W Warszawie musiałabym umówić się z wyprzedzeniem na konkretną godzinę, ułożono by mnie w dyskretnym i
sterylnym gabinecie, a pani kosmetyczka poświęciłaby mi godzinę.
Kiedy powiedziałam egzotycznemu panu, że chcę zrobić również
eye lashes tinting, pan z powagą oświadczył, że to dziś niemożliwe, bo najpierw
muszę zrobić „skin test”.
Okazało się, że mam się przyjrzeć, czy po hennie na brwiach
nie mam jakiegoś zaczerwienienia na skórze, a jeśli nie to mogę przyjść następnego
dnia na eye lashes.
Potem jeszcze pani mi kazała wypełnić jakiś druk- łącznie z
datą urodzenia??!!, pod którym miał się podpisać lekarz .???!!Kiedy
powiedziałam, że mój lekarz jest w Warszawie, stwierdziła ,że równie dobrze
ja sama mogę się podpisać (??!!), co też
uczyniłam. A na koniec pani powiedziała, że teraz już zawsze mogę tu
przychodzić (??!!).
Dziś rano spojrzałam w lustrze na swoje brwi- test zdałam.
Wobec tego wybieram się „na rzęsy”.
Efekt prezentuję poniżej.:)
Po doświadczeniach z nitką
postanowiłam zaliczyć kolejny etap czyli fryzjera. Było gdzieś za
dwadzieścia czwarta, więc z Agatą nieśpiesznie udałyśmy się do „zakładu” o
swojskiej nazwie „Tip Top” gdzie z dobrym skutkiem przed ponad miesiącem
już obcinałam włosy.
Ucieszyłam się, widząc tę samą panią fryzjerkę (Yvonne) i
zdecydowałam, że hurtem załatwi mnie i Agatę.
Wydało mi się, że Yvonne nie jest w humorze.
Okazało się, że „zakład” jest czynny do 16.00 (??!!) i
wcale jej nie ucieszyło, że na koniec dnia może zarobić na dwóch klientkach. Zwróciła
nam uwagę poirytowana, że następnym razem trzeba przyjść wcześniej.
Przeprosiłam grzecznie i obiecałam poprawę.
Tak czy inaczej- w ciągu piętnastu minut ostrzygła nas dwie-
śmigając nożyczkami naprawdę w tempie ekspresowym i ze zdecydowanie dobrym
efektem.
Wyszłyśmy, kiedy wskazówka mojego zegarka była równo na
4.00.
Mamy zamiar wrócić i do Yvonne i do Afreen.
Agulinowa fryzura od Yvonne- moja zburzona trochę
przez wiatr znad Zatoki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz