Oto nasze bieda- kluski. Nie dlatego, że u nas jakoś
szczególnie biednie ;), tylko ze względu na ubogość niezbędnych składników.
W wersji podstawowej wystarczy woda, mąka i sól. Pewnie
każdy miał do czynienia w dzieciństwie z tzw. solomąką czyli tworzywem do
wyrobu różnych prac plastycznych.
To, co widać na zdjęciu, jest wersją wzbogaconą o sól
ziołową i curry. Jest to jedna z tych potraw, gdzie trudno określić ilość poszczególnych
składników. Wszystko miesza się na wyczucie.
Chodzi o to, żeby z soli, mąki i zimnej wody uformować zwarte, ale elastyczne ciasto,
dodać dowolną przyprawę i wrzucać na wrzącą wodę z dodatkiem oliwy lub oleju.
Kształt i wielkość- dowolne. Ja zrobiłam małe kulki, jak określają to Niemcy-
mundgerecht (czyli „na jeden kęs”).
Oczywiście gotować trzeba dotąd, aż kluski wypłyną. Można je
używać jako dodatek do zup, do drugiego dania zamiast makaronu czy ziemniaków.
Tak, jak już pisałam- Agata odmawia jedzenia prawie wszystkiego, co mączne-
jeśli chodzi o bieda- kluski, zrobiła wyjątek. Wręcz się nimi zajada, nie
mówiąc już o Wiesiołku, w którego osobie mam niezwykle wdzięcznego odbiorcę
moich kulinarnych wymysłów.
To, jak się robi bieda- kluski, podpatrzyłam u Kasi-
kolejnej, kulinarnej mistrzyni, której wiedza na temat kuchni- mimo młodego
wieku (patrz: Justysia) jest imponująca. Niejednego się od niej nauczyłam.
Mam jeszcze w planie dodanie do składników podstawowych tartego
sera, mięsa mielonego i cebuli (razem lub osobno).
SmacznegoJ)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz