czwartek, 4 września 2014

O podobieństwach






Chciałam się dziś pomądrzyć na jakiś bardziej ambitny temat- jakieś mini-studium socjologiczne o Polakach w Edynburgu albo rozprawka o zbliżającym się referendum w Szkocji, ale po dzisiejszym , wieczornym spacerze nad Zatoką, odłożyłam te sprawy na później.
Pamiętam, jak mój wujek po wyemigrowaniu do Stanów opowiadał, że uporał się z nostalgią wtedy, kiedy poznał cuda amerykańskiej przyrody. To były inne czasy, podróżowanie nie było aż tak proste i kontakt z krajem był utrudniony, ale sposób, by poczuć się w nowym miejscu jak u siebie, jest mi bardzo bliski.
Spotkałam się kiedyś z takim zaleceniem terapeutycznym, że „mam szukać podobieństw, a nie różnic”. Nie jest to łatwe zadanie, bo różnice aż się proszą, żeby je zauważyć, przeanalizować i skomentować.

Co do podobieństw: przed oknami naszej sypialni mamy ścianę modrzewiowej zieleni, która jest rajem dla ptactwa- zupełnie jak na świerku na Symfonii.
To ptactwo- to synogarlice, szpaki i oczywiście sikorki- całkiem jak na kuchennym parapecie na Ursynowie.
Kiedy odwiedzam piętro wyżej moją niemiecką sąsiadkę Elke- to na monitorze jej laptopa widzę tego  samego pasjansa, którego ja układam co wieczór.
Kiedy nasza sąsiadka z naprzeciwka- June- robi mi awanturę po szkocku, a potem równie gwałtownie przeprasza- to jakbym widziała siebie, bo ja też mam emocje na wierzchu.
A kiedy z Agatą schodzimy wzdłuż pola golfowego do Zatoki, to pachnie świeżo skoszona trawa, krówki muczą, skubiemy jeżyny i jest nam jakoś tak ni to szkocko ni to mazowiecko…




2 komentarze: