Chciałam się dziś pomądrzyć na jakiś bardziej ambitny temat-
jakieś mini-studium socjologiczne o Polakach w Edynburgu albo rozprawka o zbliżającym
się referendum w Szkocji, ale po dzisiejszym , wieczornym spacerze nad Zatoką,
odłożyłam te sprawy na później.
Pamiętam, jak mój wujek po wyemigrowaniu do Stanów opowiadał,
że uporał się z nostalgią wtedy, kiedy poznał cuda amerykańskiej przyrody. To
były inne czasy, podróżowanie nie było aż tak proste i kontakt z krajem był
utrudniony, ale sposób, by poczuć się w nowym miejscu jak u siebie, jest mi
bardzo bliski.
Spotkałam się kiedyś z takim zaleceniem terapeutycznym, że „mam
szukać podobieństw, a nie różnic”. Nie jest to łatwe zadanie, bo różnice aż się
proszą, żeby je zauważyć, przeanalizować i skomentować.
Co do podobieństw: przed oknami naszej sypialni mamy ścianę modrzewiowej
zieleni, która jest rajem dla ptactwa- zupełnie jak na świerku na Symfonii.
To ptactwo- to synogarlice, szpaki i oczywiście sikorki-
całkiem jak na kuchennym parapecie na Ursynowie.
Kiedy odwiedzam piętro wyżej moją niemiecką sąsiadkę Elke-
to na monitorze jej laptopa widzę tego samego pasjansa, którego ja układam co
wieczór.
Kiedy nasza sąsiadka z naprzeciwka- June- robi mi awanturę
po szkocku, a potem równie gwałtownie przeprasza- to jakbym widziała siebie, bo
ja też mam emocje na wierzchu.
A kiedy z Agatą schodzimy wzdłuż pola golfowego do Zatoki,
to pachnie świeżo skoszona trawa, krówki muczą, skubiemy jeżyny i jest nam jakoś
tak ni to szkocko ni to mazowiecko…
Juz 8 wrzesnia a tu cisza... Poprosze o kolejne zapiski:-)
OdpowiedzUsuńwłaśnie wklejam:))
Usuń